O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Tommy Tallarico

Wywiad z: Tommy'em Tallarico
Przeprowadził: Bill “Game Doctor” Kunkel

Game Doctor (GD): Muszę zacząć od pytania, które wszyscy mi zadają: masz jeszcze ten złoty kostium?

Tommy Tallarico (TT): Nom. Jasne że mam! Wisi u mnie w toalecie... daje trochę więcej światła! Nie zakładałem go odpołowy 90'tych lat, ale wciąż mnie rozśmiesza, więc go przechowuję. Może kiedyś oddam go do muzeum gier czy coś… albo lepiej… niech mnie w nim pochowają! hehhehehee

Najzabawniejsze w tej złotej kurtce jest to że to był po prostu dowcip, który zrobiłem opuszczając Virgin Games we wczesnych latach 90'tych by zwrócić uwagę na moje studio nagraniowe (Tommy Tallarico Studios). Jak pamiętasz, w tamtych czasach przedsiębiorstwa były kompletnie inne. Wtedy było mnóstwo takich 'kostiumów'… żadnych dziwnie wyglądających developerów i grafików na imprezach, żadnych Postal Babes (jeszcze), etc. To był zabawny sposób na zwrócenie na siebie uwagi i NAPRAWDĘ wyróżnić się z tłumu. Więc przebrałem 17 ochroniarzy, striptizerów oraz karłów w śmieszne stroje i pozwoliłem im otoczyć mnie i przejść razem przez pierwsze targi E3. To serio podziałało jak amulet i 15 lat później ludzie wciąż mnie o to pytają. Zabawne.

GD: Jak długo pracujesz w tym biznesie? Pamiętam jak poznałem cię z przyjaciółmi w Virgin Interactive tuż przed tym jak zacząłeś tam pracować -- to nie było czasem twoje pierwsze spotkanie dotyczące gier?

TT: Ta, dla mnie to było 18 lat temu. Przeprowadziłem się do Kalifornii w 1990r. Całkiem sam, bez pieniędzy, pracy, przyjaciół, rodziny, etc. Zostawiłem mamę, tatę i brata (który teraz u mnie pracuje) zmartwionych i spłakanych przy drzwiach. Kiedy już przyjechałem do Kalifornii byłem bezdomny i mieszkałem na molo w Huntington Beach. Ale kiedy tam byłem pierwszy raz podniosłem gazetę i znalazłem pracę przy sprzedaży keyboard'ów w Guitar Center. Pierwszego dnia pracy miałem na sobie koszulkę z TurboGrafx -16, a pierwszą osobą która weszła do sklepu był Seth Mendlesohn, producent w Virgin Int. Jak zobaczył moją koszulkę zaczęliśmy rozmawiać o grach. Po tym zapoznał mnie z dr. Stephenem Clarke-Wilsonem, który wtedy zajmował się developingiem i w trakcie kilku dni od mojego zatrudnienia zostałem ich pierwszym testerem gier. Codzień męczyłem go prośbami, by dał mi tworzyć muzykę i odgłosy do gier. Powiedziałem mu, że mogę to nawet robić za darmo. Pierwszymi grami którym zrobiłem dźwięki był oryginalny Prince of Persia oraz Global Gladiators, za którego nawet wygrałem nagrodę (dzięki ci Andy Eddy!), za co zostałem prawdziwym dźwiękowcem.

Trochę pokręcona opowieść ale mam nadzieję że pokaże to ludziom aby się nigdy nie poddawali i szli za swoimi marzeniami.

GD: Co uważasz za swoje największe osiągnięcie, jeśli chodzi o udźwiękowienie gier?

TT: Byłem bardzo zadowolony z tego co zrobiłem do Earthworm Jim 1 i 2. Taki mały projekt z zaprzyjaźnionym teamem (razem zrobiliśmy także Global Gladiators, Cool Spot i Aladdyna). Za to np. dźwięk do Advent Rising nagrywaliśmy w Metropolitan Opera. Użyliśmy 72 osobowej, profesjonalnej Hollywoodzkiej orkiestry, 60 osobowego chóru z dziećmi i dorosłymi oraz paru ludzi z chóru Mormon Tabernacle.

GD: Czemu rynek muzyki na bazie gier rozpoczęty w stanach nie rozwija się np. w Japonii?

TT: Ponieważ robili to dużo, dużo wcześniej od nas. W Japonii naprawdę docenili i polubili muzykę z gier już jakieś 20 lat temu. Nie zapominajmy także, że to u nich powstały jedne z najlepszych ścieżek dźwiękowych do gier (np. do Mario, Zeldy, Sonica, etc.). Jakość wciąż się polepsza i w miarę tego amerykanie próbują nadążać za nimi. Rynek gier w tym roku odnotował jakieś 30-40 nowych ścieżek dźwiękowych z gier! Soundtracki z gier takich jak Halo sprzedają się w setkach tysięcy sztuk, a czasami nawet trafiają na biznesową tablicę Top 100 najlepiej sprzedających się produktów. Od samego początku jednym z moich celów było pokazać ludziom jak ważna dla sztuki stała się muzyka z gier. Myślę, że jednym z najlepszych na to dowodów, jest to jak dobrze w Ameryce i na całym świecie sprzedają się bilety na moje koncerty z muzyką z gier. Gry wideo (najbardziej w Japonii) już dawno stały się częścią kultury, zjawiskiem powszechnie akceptowanym. My w Ameryce mamy do tego coraz bliżej, ale żeby całkowicie zrealizować ten plan będzie nam potrzebne jeszcze jakieś 5-10 lat, by uczynić gry równe z telewizją i muzyką. W USA jest tak, że praktycznie WSZYSCY oglądają telewizję, chodzą do kina i wypożyczają filmy… ale jeśli chodzi o granie… w większości gracze u nas mają po 45 lat i więcej. I ci 45-latkowie, którzy teraz zostają dziadkami i dochodzą do 60 lat… oni nie przestają grać i to powinno zadziałać na całą naszą obecną młodzież.

Fragowanie wrogów w duecie z babcią... stare dobre czasy!

GD: Jak kompozytorzy muzyki do gier tacy jak ty czują się teraz, gdy zwiększa się w grach zjawisko używania starych piosenek pop zamiast własnych nagrań?

TT: Myślę, że to dobra rzecz i przenosi to cały nasz interes na kompletnie nowy poziom. Tak naprawdę, to nagrywanie utworów do gier będzie miało sens tylko w przypadku niektórych gier. Sportówki, wyścigi, etc. Ale w Mario, Zeldzie, etc. nigdy nie będzie ścieżki dźwiękowej na licencji. Tak jak w filmach… Muzyki na licencji używa się tylko wtedy, gdy idealnie się ona z filmem komponuje (np. w Matrixie). Ale nigdzie nie dostaniesz ścieżki dźwiękowej z Poszukiwaczy zaginionej arki czy Gwiezdnych Wojen. Ma to miejsce w określonych przypadkach, a kiedy twórcy się postarają, wtedy muzyka może być prawdziwym zjawiskiem w danej grze. Pamiętam kiedy pracowałem przy pierwszej grze o Tonym Hawku. Spytali mnie czy chcę stworzyć muzykę do tej gry. Odparłem, że lepiej byłoby użyć muzyki której słuchają prawdziwi skaterzy. Nie po prostu wrzucić do gry parę piosenek z punku i ska… zdecydowaliśmy iść wprost do źródła i wziąć co trzeba. Pracowałem nad tym wszystkim dla naszego dobra.

GD: Co zainspirowało ciebie i Jacka Walla do rozpoczęcia tej pracy? I czy na początku myślałeś o tym jako sposobie na życie, czy też jednorazową przygodę?

TT: Rozpoczęliśmy Video Games Live (Muzyka z gier na żywo), bo chcieliśmy udowodnić światu jak ważna dla kultury i sztuki stały się gry (i ich muzyka). To dlatego powstał ten show… MNÓSTWO efektów, zabawy, podniecenia, interaktywności, etc. Chcieliśmy stworzyć święto dla graczy. Nie orkiestrę sceniczną we frakach grającą muzykę z gier. Z powodu tych wszystkich efektów i sposobu ich ukazania, podoba się to nawet osobom niegrającym, a co dopiero graczom. Naszym celem jest robić show, który jest jakimś cudownym doświadczeniem, a nie jakimś nudnym recitalem.
Na samym początku myśleliśmy, że będzie to tylko jeden show na Hollywood Bowl. Może to trafi do telewizji, sprzedamy jakieś filmy na DVD, nagrania z muzyki na CD, etc. Ale jak zobaczyliśmy ilu ludzi z całego świata to wciągnęło, zaczęliśmy myśleć, że trzeba to wydarzenie jakoś upublicznić.

GD: Jak wyglądało pierwsze VGL? I jak według Was kolejne występy ulepszały całą imprezę?

TT: Tak szczerze (nigdy tego nikomu nie mówiłem)… tuż przed początkiem pierwszego show płakałem w przebieralni. To było naprawdę stresujące zajęcie - ustawianie tego wszystkiego przez tyle miesięcy (choć zrobienie tego wszystkiego zajęło nam 3 lata ciężkiej pracy). Liczyło na nas ok. 11 tysięcy osób, a same tak naprawdę nie wiedziały czego się spodziewać. Światowe media to obserwowały. Zacząłem myśleć… jeśli to spiepszymy, to naprawdę zaszkodzi to interesom całej naszej firmy. Nigdy niczego takiego nie robiliśmy i nie mieliśmy pojęcia co się może stać. W sumie to nigdy w życiu czegoś tak wielkiego nie planowałem. A już na pewno nie publicznie, nie przed całym światem. O wiele lepiej czułem się, gdy robiłem swój mały show w telewizji wiedząc, że jak coś spartolę… mogę zrobić po prostu kolejne ujęcie. Ale nadawanie na żywo jest czymś totalnie innym i było całkowitą nowością dla mnie. Trzeba mieć plan B dla planu B, na wypadek gdyby pierwszy plan B nie wypalił. Pomyślałem wtedy nad tym i… W mordę! Nie mamy ŻADNEGO planu B dla CZEGOKOLWIEK! Spojrzałem w lustro i powiedziałem… “Piepszyć to! Rock ‘n Roll!” I przed każdym następnym show (a było ich około 50 przez ostatnie 3 lata i 60 kolejnych planujemy na 2008r.) powtarzałem to Jackowi zawsze przed wyjściem na scenę.

GD: Dziękuję ci Tommy, jako staremu przyjacielowi, którego pracę okropnie podziwiam, jako kogoś kto też Biegał Z Nożyczkami, dosłownie i w przenośni, od tak dawna, jak tylko cię znam. Nic za nic, ale w ten sposób się utrzymujesz na fali, racja?

TT: Jasne!

“Piepszyć to! Rock ‘n Roll!”

Revter October 25 2021 92 czytanie 0 komentarz Drukuj

0 komentarz

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Żadne komentarze nie zostały dodane.

Aktualnie online
Gości online 1
Użytkowników online 0

Łącznie użytkowników: 2
Najnowszy użytkownik: Revter